Menu

Polecamy strony

Wyszukiwanie

Adam Hlebowicz, Biło-żowta Ukrajina (Biało-żółta Ukraina)

Na Ukrainę pierwszy raz pojechałem w 1991 roku. Dopiero. Bo wcześniej, po kilka razy byłem na Litwie i Białorusi. Może bardziej rodzinne korzenie ciągnęły, nieświadomy atawizm, magiczne Wilno? Inicjacja na Ukrainie to Lwów i Wołyń, pierwsze zauroczenie miastem, co „Semper Fidelis”, zapatrzenie w pagórki Poczajowa, wąwozy Krzemieńca, podziw nad przeszłością Dubna, Ostroga, Łucka.

Potem przyjeżdżałem tu wielokrotnie. Dalej, bliżej, samochodem, samolotem, autostopem. W ciągu czterech pór roku. Co jest w Ukrainie najistotniejsze? Wydaje mi się, że jej wyjątkowa uroda. Pagórki, rzeki, morze, starożytność miejsc, opary kadzidła w cerkwiach, tradycja dawnej Rzeczpospolitej, pałace, zamki, mury obronne. Nie zrażały mnie koszmarne korki na przejściach granicznych, dociekliwość a zarazem typowo wschodni brak poczucia czasu ukraińskich celników, brak wody we Lwowie, niekiedy koszmarne warunki sanitarne. Zawsze przy wyjeździe towarzyszyło uczucie – chcę tu wrócić! Chcę pojechać dalej, do miejsc, gdzie jeszcze nie byłem. Do Odessy, na Krym, na Zakarpacie, do Doniecka, Charkowa, do Białej Cerkwi i Sofiówki.

Inny zachwyt to ludzie. Wschodnia gościnność przeszła już do legendy. Ale to przecież nie tylko to. Spotkałem w Galicji, na Podolu, na wschodnim i zachodnim Wołyniu takich ludzi, których nigdy nie zapomnę. Świętych ludzi. Biskupa Rafała Kiernickiego, którego jak dziś pamiętam godzinami wysiadującego w katedralnym konfesjonale. Księdza Profesora Mosinga, wcieloną dobroć i świętość, otoczonego w bolesnym łożu choroby wianuszkiem wiernych uczniów. Biskupa Jana Olszańskiego, łagodnego jak baranek, imponującego spokojem i rozwagą. Księdza Augustyna Mednisa, najbardziej niezwykłego polskiego Łotysza, jakiego znał świat i historia. Pana Stanisława Adamskiego, niezłomnego z Lwowa. I długo tak mógłbym wyliczać. A obok tu wymienionych z nazwiska zastępy całe anonimowych babuszek ratujących zagrożone świątynie, różnych panów Stasiów, Antosiów, Iwanów, Tarasów, kochających swe przysiółki, uliczki, dzielnice i z pasją opowiadających o czasach niełatwych. Od nich wiele się uczyłem. Życia, wiary, pokory. Jedno z najgłębszych moich przeżyć religijnych było mi dane doznać w kijowskiej parafii św. Mikołaja, gdzie widziałem w czasie wieczornego nabożeństwa żywy Kościół, zaangażowanych kapłanów, głęboko wierzących starych i młodych ludzi. Niech Pan im pobłogosławi! Wtedy pomyślałem – ten Kościół jest jak wspólnota pierwszych chrześcijan. Ubogich, nielicznych, a jednak jakże autentycznych i świadomie przeżywających swą wiarę w Boga.

I wreszcie historia. Wszechobecna, dotykalna, fascynująca. Ukraińska, polska, żydowska, węgierska, słowacka, rumuńska, galicyjska, bukowińska, podolska, wołyńska, kijowska, huculska. Ha, długo by tak wymieniać. Historia zamknięta w starych kartuszach herbowych, wielokonfesyjnych i wielonarodowych nagrobkach cmentarnych, murach świątyń, zaułkach, pamiątkach rodzinnych, zastawach stołowych, obrazach, utrwalonych w sepii fotografiach, listach, wspomnieniach, pachnących kurzem książkach. Przeszłość, ale i teraźniejszość. Okrucieństwo, wzajemne mordy, bolesne wspomnienia, o których nie można zapomnieć. Żywa lekcja historii, która powinna uczyć, jak i czego nie powinniśmy robić, wykład, który powinien być inspiracją i przestrogą.

Książka została podzielona na cztery rozdziały. Pierwszy mówi o tematach dotyczących ogólnie tematyki Kościoła katolickiego na Wschodzie. Ich uniwersalność pokazuje pewną wspólnotę przeżyć katolików mieszkających w dawnym Związku Sowieckim. Rozdział drugi poświęcony jest zagadnieniom związanym z całym terytorium współczesnego państwa ukraińskiego. Część trzecia to zapis wspaniałych chwil związanych z pobytem w Kijowie i Lwowie niezwykłego świadka wiary naszych czasów Jana Pawła II. Ten czas to najnowsza, ale i najpiękniejsza historia współczesnej Ukrainy. I wreszcie rozdział ostatni poświęcony został Wołyniowi – co wszak dziwić nie może, z uwagi na lokalizację wydawcy.

Kiedy ks. Witold Józef Kowalów, niestrudzony edytor i popularyzator  kwestii wołyńskich, zaproponował mi wydanie tej książki, w pierwszej chwili pomyślałem: chyba nie mam tylu tekstów o Ukrainie w dorobku, żeby z tego powstała książka. I to takich tekstów, które potrafią przetrwać chwilę, zatrzymać czas na nieco dłużej niż jedno gazetowe czytanie. Myliłem się – kiedy je ponownie przeglądnąłem, dokonałem selekcji i zaproponowałem wydawcy, spostrzegłem w nich pewną ciągłość i konsekwencję a także moją fascynację tą ziemią i ludźmi. Oddaję tę publikację w Państwa ręce, z poczuciem radości ale i nadzieją, że także dla czytelnika będzie to przybliżenie, może przypomnienie lub pobudzenie znajomości kraju, naszego bliskiego sąsiada, którego warto poznać i zaprzyjaźnić się z nim.

 

Adam Hlebowicz

 

Gdańsk, sierpień 2007 r.

 

Święta

Wtorek, XXXII Tydzień zwykły
Rok B, II
Wspomnienie św. Jozafata, biskupa i męcz.

Sonda

Kiedy powinna być Msza Święta wieczorna w czasie wakacji?

Powinna być o godzinie 18:00

Powinna być o godzinie 19:00

Jest to dla mnie bez różnicy


Licznik

Liczba wyświetleń:
9981451

Statystyki

Zegar