Menu

Polecamy strony

Wyszukiwanie

Wołyń - tu jest mój los (1/2 PL)

Bronisław Bilewicz. Fot. "WzW"

“Pamiętniki Polaków na Wschodzie”

WOŁYŃ – TU JEST MÓJ LOS

Na terytorium kraju w V-VII wieku mieszkało słowiańskie plemię Dulibów. Głównym jego centrum był gród Wełeń (niedaleko współczesnego Włodzimierza Wołyńskiego). Nazwa Wołyń stąd się wywodzi i rozpowszechniła się na wielki obszar. Za czasów caratu, w jego skład wchodziły współczesny obwód wołyński, równieński, żytomierski, część chmielnickicgo i tarnopolskiego, a także Chełmszczyzna, Podlasie i Pobuże.

Współczesną magistralę samochodową Kijów-Lwów w odległości 250 km od stolicy Ukrainy, do niedawna rozdzielało na dwie części centrum rejonów Rówieńszczyzny – miasto Korzec, które znajduje się 66 km na wschód od centrum obwodu. Południową, większą, która teraz wije się, przeniesiona za miasto, i północną, trochę mniejszą, której kręte brzegi obmywają wody spokojnej rzeki – Korczyk. Miasto leży w północnej części Wyżyny Wołyńskiej, która dzieli obwód na część poleska i leśnostepową. Toponimci nazwę jego wiążą z nazwą rzeki – Korczyk, która przebiwszy dawno temu głęboki kanion w skalistym wzgórzu, na którym się rozmieścił, niesie swe wody do rzeki Słucz.

Na północnej skale widać ruiny zamku kniaziów Korzeckich z XV-XVIII wieku, naprzeciw, na południowej – zabytek budownictwa drewnianego Kmo-Demianowską cerkiew z XVIII wieku.

Dalej rozciąga się uliczka Kościelna, która prowadzi do kościoła św. Antoniego. Przypomnę, że przed wojną na skrzyżowaniu Kościelnej i Asfaltowej stała na wzgórzu postać s. Antoniego, która nie dotrwała do dzisiejszych czasów. Kościół katolicki jest ciekawym przykładem syntezy form architektonicznych XVI-XVIII i początku XX wieku. W tym samym miasteczku znajduje się dużo obiektów sakralnych. Zachował się i jest restaurowany stary klasztor męski. W czasach zła, działał prawosławny żeński klasztor Świętej Trójcy, który obchodził w tym roku swe 380-lecie! Cerkiew św. Mikołaja pochodzi z 1834 roku.

Korzec zamieszkiwano od dawna, o czym świadczą narzędzia z krzemienia z czasów późnego paleolitu, które znaleziono na terenie miasta. W jego okolicy znajdują się fragmenty wałów obronnych wczesnoruskiego grodu z XI-XIII wieku oraz dużo innych zabytków archeologicznych. Pierwsza pisemna wzmianka o mieście (Korczesk) w Kijowskim Latopisie pochodzi z 1150 roku.

Opisując w Latopisie zatargi miedzy księciami wspomniano fakt odwiedzin Korczeska przez jednego z książąt kijowskich. Już w tym czasie miasto istniało. Różnie układał się jego los. W XII wieku wchodziło ono do udzielnego Księstwa Peresopnickiego, a w XIII i w pierwszej połowie XIV wieku w skład Księstwa Halicko-Włodzimierskiego. Wiadomo, że w 1258 roku przebywał w nim książę Daniło Halicki, organizując obronę ziemi Wołynia przed Mongołami

i Tatarami. Od połowy XIV wieku Korzec był pod władaniem Wielkiego Księstwa Litewskiego, a w 1386 roku książę litewski Jagiełło przekazał miasto Fiodorowi Ostrogskiemu. Do 1651 roku miastem rządzili ukraińscy prawosławni magnaci, udzielni książęta Korzeccy. Po drugim rozbiorze Rzeczypospolitej wchodzi ono do Cesarstwa Rosyjskiego, jako centrum gminne powiatu Nowogród-Wołyński guberni wołyńskiej.

W początkach XVIII wieku, na brzegach rzeki odkryto pokłady wysokiej jakości gliny, co stało się podstawą do otworzenia w 1790 roku fabryki porcelanowo-fajansowej. Już po trzech latach pracowało w niej ponad tysiąc majstrów, artystów i robotników. Właściciele fabryki zaprosili specjalistów zza granicy. Tutaj wytwarzano różnorodne naczynia. Produkty z fabryki wywożono do krajów europejskich. Liczne przykłady ich pracy są przedstawione na ekspozycjach w muzeach Korca, Łucka, Połtawy, Kijowa, Moskwy, Sankt-Peters-burga. Warszawy i Paryża. W 1797 roku fabryka poniosła duże straty na skutek pożaru. Mimo że szybko ją odbudowano, działała już z mniejszym rozmachem, co w końcu doprowadziło do jej upadku w 1832 roku.

Wiercąc w ziemi i szukając wody na potrzeby szpitala, już współcześnie, natrafiono na miejscowe źródła azotowo-radonowe. Jak stwierdzono po analizie wody, swoimi właściwościami terapeutycznymi może ona konkurować z tą z Gruzji. Wśród sadów rozmieszczono budynki obwodowego szpitala fizjoterapeutycznego, gdzie efektywnie leczy się zachorowania sercowo-naczyniowe.

Kilometr na północny zachód od opisywanych miejsc znajduje się wieś Gwizdów. Tu właśnie, w chłopskiej rodzinie urodził się w 1936 roku autor tych słów. Bronisław, syn Franciszka Bilewicza i Melanii z domu Michajłowska.

Przed wojną razem z nami w drewnianej, wiejskiej chacie mieszkała babcia Antonina (matka ojca) ze swą córką Dominiką oraz wujek Marian z żoną Franią (dzieci nie mieli). Przypominam sobie, jak pewnego letniego wieczora siedziałem sam i bawiłem się na płocie, który dochodził do studni koło naszego domu. Nasza krowa, bardzo zadziorna, skierowała się akurat do wodopoju. Coś

jej się nie spodobało w mojej pozie, bo bardzo mocno szturchnęła mnie rogiem w prawą pachwinę i zrzuciła z płotu. W naszym szpitalu wtedy jeszcze nie robiono operacji. Mamę i mnie odwieziono więc do Równego. Po operacji bardzo chciało mi się pić, ale tylko zraszano mi usta mokrą serwetką. Prosiłem

o wodę, lecz lekarz i mama zagadywali mnie: jak przyjedziesz do domu, postawimy całe wiadro i napijesz się do woli”.

Rozpoczęła się II wojna światowa, okupacja miasta... Pamiętam z dzieciństwa każdy szczegół. Nastąpił cały szereg pogromów, nie tylko ludności żydowskiej. Pewnego razu mama, jak zawsze w dzieciństwie, przyprowadziła mnie do prywatnego fryzjera – Żyda. Bałem się, bo nie lubiłem strzyc się będąc chłopakiem, a tu jeszcze w takim momencie policjanci z psami właśnie w tym budynku robili obławę...

Nocami w sąsiednich wsiach wybuchały pożary. Nasza rodzina intuicyjnie czuła niebezpieczeństwo i nie zostawała na noc w domu. Tej tragicznej nocy także. Gdy wróciliśmy rano do obejścia, zastaliśmy spalony komin i osierocony piec. Na miejscu, gdzie stał dom, tliły się resztki. Po drugiej stronie drogi chata sąsiada Hrećka (również polskiej rodziny) była spalona. Nasza kotka szukała swych kociąt, które spaliły się w domu. Biegała naokoło pożaru i miauczała. Nie żałowałem domu, tylko kociąt. Rozpłakałem się jak dziecko.

Nieszczęście zmusiło naszą rodzinę do szukania jakiegoś przytułku. Poniewieraliśmy się w starym, żydowskim budynku koło starego, drewnianego mostu. W wielkich pokojach mieszkało po kilka rodzin z dziećmi. Oczywiście, anty-sanitarne warunki wywołały epidemię tyfusu plamistego. Odchorowali wszyscy:

i dzieci, i dorośli.

Wiedzieliśmy, że okupanci podczas wycofywania się z miasta wysadzą w powietrze most żelazobetonowy, a drewniany spalą, ponieważ nanosili na nie dużo worków z prochem. Tylko kiedy? Po kilka rodzin z dziećmi schodziło się na noc niedaleko mostów do bardziej trwałego domu z cegły, który mógłby przetrwać wybuch.

W tę tragiczną noc mało kto spał. Wszyscy czekali na wybuch. Matki nie pozwalały dzieciom siedzieć naprzeciw okien. Przypominały o tym, by zatykać uszy rękoma, otwierać usta, żeby podczas wybuchu nie popękały bębenki. Chciało się nam spać, więc zapominaliśmy mieć otwarte usta przez cały czas. Wybuch nastąpił niespodziewanie. Kto w momencie, gdy drewniany most palił się niczym pochodnia, patrzył w okno, został poraniony w twarz odłamkami szkła.

Przypominam sobie, jaka radość pomieszana ze łzami była u wszystkich ludzi, gdy przyszedł dzień zwycięstwa – dzień tak długo wyczekiwanego pokoju. Mieszkaliśmy wtedy w pokoju budynku prywatnego (ojciec jeszcze nie wrócił z frontu), który znajdował się niedaleko stacji samochodowo-traktorowej. Wszyscy sobie gratulowali, cieszyli się, śpiewali i tańczyli. Tego nie da się przekazać słowami, trzeba to odczuć sercem, po prostu – trzeba przeżyć.

Do szkoły chodziliśmy pieszo – chłopcy i dziewczynki, czyli podlotki, starsze dzieci, które już dawno powinny zacząć chodzić do szkoły. Musieliśmy uczyć się w wierzchnich ubraniach, okna byty zaklejone starymi papierami. Po tej strasznej wojnie brakowało nie tylko materiałów do ocieplania okien, ale i przyborów szkolnych, zeszytów, podręczników, produktów żywnościowych.

W pierwszej klasie lekcje prowadzone były po polsku, a potem do dziesiątej po ukraińsku, z elementami literatury rosyjskiej i języka niemieckiego.

Gdy ojciec wrócił z frontu, osiedliliśmy się na Zakorczyckim przedmieściu Korca, na lewym brzegu Korczyka. Chodziłem na prawy brzeg do szkoły przez rzekę mostem dla pieszych. Jak iść po tym brzegu trochę na wschód, nad samą rzeką mieszkali potomkowie rybaka, bracia Masalscy, Wiktor i Stanisław, którzy ożenili się z siostrami Julią i Heleną. Mieszkali w jednym domu przedzielonym na dwie części. Wiktor i Julia mieli syna Mieczysława (mój rówieśnik i przyjaciel). A Stanisław i Helena mieli także syna, Gienka. Posiadali dwa czółna i sieci rybackie.

Latem zajmowali się, oprócz połowu ryb, pracą w sadzie i ogrodzie. Hodowali truskawki, różne jagody i owoce. Na wysokim brzegu rozpościerał się sad, koło sadu ogród. Z Mieczysławem razem chodziliśmy do szkoły. Biegaliśmy na chór, patrzyliśmy na organy, służyliśmy do liturgii świętej. Zimą razem odrabialiśmy zadania domowe, a także jeździliśmy na łyżwach i nartach.

Pamiętam, jak moi rodzice się cieszyli, gdy do Korca przyjeżdżał ks. Serafin Kaszuba, jak czekali na spotkanie z nim. Odwiedzał nasz dom, ale najczęściej zatrzymywał się u rodziny Masalskich.

W tych czasach ciężkich nie tylko dla mniejszości polskiej, ale i dla wszystkich wiernych, na Wołyniu prześladowano księży, burzono świątynie, niszczono nawet przydrożne krzyże. Wszyscy bardzo to przeżywali. Korespondowaliśmy ze swą rodziną, marzyliśmy o spotkaniu z nią, myślą i sercem wracaliśmy do niej wciąż i wciąż. Listy z zagranicy do dzisiaj przechowujemy jak relikwię rodzinną.

Gdy skończyłem szkołę, razem z przyjacielem musieliśmy znaleźć swą drogę życiową. W naszym mieście, w tym czasie nielekko było spełnić zamiary i nadzieje...

Po długich poszukiwaniach, poszczęściło się nam znaleźć pracę sezonową podczas przeróbki buraków cukrowych w Korzeckiej Cukrowni. Było to akurat przed poborem do wojska. W tym samym czasie z Mieczysławem Masalskim przeszliśmy lekarską komisję poborową. Przybyliśmy na rejonowy punkt zbiorczy w Zdołbunowie. Mnie los rzucił służyć w Szkoleniowym Pododdziale Czołgowym. Pierwszy rok byłem w batalionie szkoleniowym w Karelii, a drugi rok – na Kole Podbiegunowyn niedaleko Murmańska. A jemu “poszczęściło się służyć daleko na południu w m. Osz, w Kirgizji. Korespondowaliśmy. W jednym z listów napisał, że odbywa służbę w kadrach. O tym nie można było mówić. List oddano do kancelarii w kompanii i upomniano go, by już nigdy więcej nie zdradzał tajemnicy wojskowej.

Po wyjściu z wojska pracowaliśmy też razem – w korzeckiej filii Banku Państwowego ZSRR; ja jako inkasent, on – jako kasjer (ponad pięć lat). W końcu nasze drogi się rozeszły, bo po ukończeniu Lwowskiego Technikum Rachunkowo-Kredytowego Banku Państwowego, Rówieńska Rejonowa Kancelaria Banku wysłała mnie do pracy w Ostrogu.

Wołyń - tu jest mój los (2/2 PL)

Bronisław Bilewicz. Fot. "WzW"

Minęło 35 lat... Czasami śni mi się rodzinne obejście, dzieciństwo, miasto, rzeka, szkoła, rówieśnicy i rodzice, którzy już dawno odeszli z tego świata.

Tak się w życiu złożyło, że ojciec w tym czasie nie miał możliwości, aby chodzić do szkoły i uczyć się. Był najstarszy spośród rodzeństwa. Już od młodych lat pracował na gospodarce. Pracował od samego rana do wieczora przy koniach, orał i siał, hodował zboże. A w ogóle, to służbę wojskową odbywał w kawalerii, niedaleko Warszawy, a podczas II wojny światowej do samego jej końca był przy szpitalu polowym. Mama natomiast uczyła się. Bardzo ciepło ich oboje wspominam.

Założyli oni rodzinę na Ziemi Ostrogskiej, według starego zwyczaju chrześcijańskiego. Mama przynosiła nam chleb na ręczniku ze słowami: “z Bogiem i chlebem. Dlaczego tak mówiła? Dlaczego? Wspominając później to, co przeżyłem, mimo woli przychodzą na myśl słowa rodzonej matki. Prawdopodobnie po to, by mieć kawałek chleba w swym życiu, czyli pracę. Na pewno jej słowa wtedy miały większe znaczenie. A właśnie chleb upieczony z wielu zbóż, zebranych z wielu pól staje się wielkim kołaczem weselnym. I tak wspólnota wiernych lub bliskich, rozrzuconych po całym świecie, jest zjednoczona ze sobą i z Bogiem. Bo przecież chleb w rękach Jezusa ma wiele znaczeń... Z biegiem czasu często przychodzi mi to na myśl.

I tak, gdy otrzymałem dyplom zaświadczający o wykształceniu ze specjalnością “Rachunek pieniędzy i kredyt w ZSRR, obejmowałem posadę inspektora kredytowego (nomenklatura kancelarii rejonowej) Banku Państwowego. Juz po roku wysłano mnie jeszcze na podwyższenie kwalifikacji do Lwowa. Razem ze mną na kursie byli pracownicy banków prawie ze wszystkich obwodów Ukrainy. Zachowała się fotografia części grupy na czele z naczelnikiem oddziału kadr Lwowskiej Rejonowej Kancelarii Banku Państwowego, panem Chomenką.

W latach 60., na terenach kolei niedaleko stacji Ostróg (13 km od centrum rejonowego) budowano dwa budynki cukrowni i przetwórstwa owocowego. Pierwszy budynek był finansowany z centralnych kosztów kapitałowych środków gospodarki państwowej związku przez Bank Budowlany, zlecenia którego ostrogska filia wykonywała przeze mnie. Drugi, przetwórstwa – na koszt pożyczek i był podporządkowany Rówieńskiej Rejonowej Spółce Spożywczej (handel).

W związku z wprowadzeniem w życie budowy dwóch fabryk, powierzono mi krótko i długoterminowe kredytowanie kołchozów rejonu.

Dokumentacja, sprawy urzędowe, korespondencja służbowa odbywały się po rosyjsku, tak jak i we wszystkich urzędach systemu Banku Państwowego. Obsługując klientów rozmawialiśmy w języku klienta, między sobą – po ukraińsku lub po rosyjsku. Podczas pracy w banku klienci, współpracownicy, administracja odnosili się do mnie przyjaźnie. Zawsze byłem wśród ludzi; pomagałem im, jak mogłem. Jakoś w tym czasie została wprowadzona przez bank pożyczka na zakup do gospodarstwa domowego krowy (300 karbowańcow), jałówki (150 krb.). Wielu ludzi skorzystało z tego kredytu.

Byłem założycielem i śpiewałem w świeckim chórze amatorskim. Często w szkole i w pracy nazywano mnie Borysem, ale w dokumentach, dla bliskich i rodziny byłem Bronisławem. Za dobre wykonywanie obowiązków służbowych odznaczano mnie podziękowaniami, dyplomami i premiami pieniężnymi. Przed odejściem na zasłużony odpoczynek przyznano mi tytuł “Weterana Pracy i wręczono medal od Prezydium Rady Najwyższej.

Msza święta w korzeckiej świątyni zapadła mi w pamięci dzięki temu, że na odpust św. Antoniego zebrało się wielu wiernych katolików z miasta i z terenu, tak że świątynia odrodziła się wreszcie z ruin, do kościoła przyszli wierni siostrzanej cerkwi prawosławnej. To w niej zostałem ochrzczony, tu spotkałem rówieśników-parafian, których dawno nie widziałem. Niejeden raz odwiedzałem korzecki i międzyrzecki klasztor. Byłem w Ławrze Kijowsko-Peczerskiej. W czasach radzieckich jeździliśmy pociągiem turystycznym na wycieczki do rniast-bohaterów: Kijowa, fortecy w Brześciu, Mińska, Kiszyniowa, Odessy, Sewastopola i Wołgogradu.

Z perspektywy czasu z wielką nostalgią wspominamy z żoną te podróże. A szczególnie naszą prywatną podróż do Polski na zaproszenie brata Antoniego Tyszeckiego. Przyjechaliśmy do Wałcza wczesną jesienią 1967 r., spędziliśmy tu cały miesiąc. Po pierwsze szczególne wrażenie robi, gdy przejeżdżasz granicę kraju, gdzie się urodziłeś. Po drugie radość ze spotkania z rodziną, szczególnie z chrzestnym Mikołajem Korzeniowskim, którego wcześniej widziałem tylko na zdjęciach. Podczas wojny pracował na ziemi niemieckiej niczym niewolnik na gospodarce. Po trzecie kontakty w języku polskim z ludźmi na nieznanych terenach, poznanie z krajem dotychczas nieznanym. Spotkanie z chrzestną Zosią, ciotkami, rodzinami Buniewiczów, Śledziewskich. Po roku zaprosiliśmy ich na Wołyń i spotykaliśmy się w Ostrogu i Korcu. Ale również niezapomniane wrażenie na nas, turystów z Ziemi Ostrogskiej (już w starszym wieku) wywołała podróż w 1989 roku polskim autobusem do Polski i Czechosłowacji. Zobaczyliśmy podczas tej podróży Kraków, obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Nie można tego przekazać, trzeba to przeżyć. Prosiliśmy Boga, by straszne czasy wojny nigdy się nie powtórzyły. Jadąc drogami, prawie na każdym podwórzu widzieliśmy postać Matki Boskiej. Tego zapomnieć nie można, tak jak i dzieciństwa: chaty rodzinnej, zwyczajów rodzinnych.

Mroźny wieczór grudniowy, Wigilia. Mama krząta się koło wielkiego pieca. Tato z podwórza wnosi wcześniej przygotowany pęczek pachnącego siana i snop zboża. Stawia w kącie. Za świątecznie nakrytym stołem dzielimy się wigilijnym opłatkiem, całujemy się, jemy wieczerzę.

Czasem się zastanawiam to jest polskość. Co znaczy być Polakiem? Takie myśli, uwagi... Rodziców kraju, ojczyzny i miejsca urodzenia, według mnie, nie wybiera się, a wszystko dzieje się według woli Stwórcy.

Przebywając na wycieczce na Zakarpaciu, w Użhorodzie, nasza grupa była na starym cmentarzu. Podszedł do mnie człowiek w średnim wieku i powiedział, ściskając mi rękę: “Kocham swój naród”. Po uścisku dłoni i szczerości, z którą się odezwał, poznałem, że jest Węgrem. Oczywiście, jest to naturalne. “Ja swój również kocham” – mimo woli powiedziały moje usta. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że był to szczery przejaw świadomości narodowej. Wszyscy żyliśmy jako wielka rodzina, która nazywała się naród radziecki. Śpiewało się w piosence: “Mój adres – nie dom, nie ulica. Mój adres – Związek Radziecki. Nie zważając na nieszczęścia wojenne, niepowodzenia, kłótnie, lata nie zatarły świadomości Polaków, a przekazywane są z pokolenia na pokolenie: wiara, nadzieja, miłosierdzie, duma, rodzinność, dom, rola matki kobiety-opie-kunki, gotowość do przebaczenia, brak mściwości, poczucie własnej dumy, optymizm, tolerancja, honor, samodzielność, religijność, mała ojczyzna. Ojczyzna. Według mnie, są cztery elementy kultury polskiej, które przekazało nasze pokolenie na Wołyniu, a są to: język polski, religia katolicka, historyczna świadomość narodowa, przynależność do polskiej grupy etniczno-kulturalnej.

Ze źródeł historycznych wiadomo, że na Wołyniu spalono 97 wsi. W całości na Ukrainie straty ludzkie podczas II wojny światowej kosztowały życie 8 min ludzi; na froncie 2,5 min, a ludności cywilnej 5,5 min, co w całości stanowi 19 proc. wszystkich mieszkańców. Taka jest cena pokoju na ziemi cierpiącej.

Tak oto, wojna i totalitaryzm nie są wykreślone ze świadomości naszego pokolenia, wartości kultury i duchowości Polaków z Wołynia, o których wspominałem wyżej. Co do perspektyw rozwoju świadomości narodowej, to analiza odnowienia, przede wszystkim Kościoła Katolickiego w kraju, pokazuje, że dzisiejsze pokolenie z polskimi korzeniami, ma wszelkie warunki do zapełnienia próżni duchowej. Jeśli przed wojną na Wołyniu działało 161 kościołów, to w 1961 roku pozostał tylko jeden działający w Krzemieńcu. Gdy Ukraina stała się niezależnym, suwerennym państwem, tylko w diecezji łuckiej, która liczy 20-30 tys. wiernych, pracuje 18 księży w 33 parafiach. I tak, w walce z licznymi sektami ateistycznymi, kościół katolicki stoi przed historyczną szansą, przeprowadzając swą misję językiem polskim, a dzisiaj i ukraińskim, a dalej, na wschód, też i rosyjskim.

I tak, w 1994 roku utworzono Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Ostrogskiej i uchwałą prezydenta Ukrainy odnowiono (po ponad 350 latach przerwy) Akademię Ostrogską. W tym roku otrzymała ona status uniwersytetu narodowego i nazywa się Uniwersytet Państwowy “Akademia Ostrogską". To już nie tylko uczelnia, ale i ośrodek naukowy państwa.

W 1997 roku zakończono budowę ogrodzenia dookoła kościoła, a w 1998 roku poświęcono dzwonnicę i dzwony. Doprowadzono gaz do plebanii, odradza się świątynia we wsi Kuniów, buduje się dzwonnicę. Dużo zrobiono wtedy, gdy duszpasterzem był ks. Witold Józef Kowalów. Jestem wdzięczny losowi, że przyczyniłem się do pracy tego duszpasterza przy utrzymaniu plebanii w sezonie grzewczym. Już 5 lat ks. Witold Józef wydaje pismo “Wołanie z Wołynia, w którym opisuje się zdarzenia nie tylko dzisiejszych czasów, ale i poświęcone historii Kościoła katolickiego w kraju. Nazywa się go zbieraczem pamiątek historycznych Kościoła katolickiego na Wołyniu.

Główne wydarzenie odrodzenie parafii i diecezji łuckiej 12 listopada 1999 roku świętowano 10. rocznicę przywrócenia wiernym kościoła w Ostrogu. Tego dnia odprawiono w nim dziękczynną Mszę świętą. Liturgię prowadził ks. Andruszczyszyn, który 10 lat temu odprawiał mszę świętą po 30 latach od zamknięcia kościoła. Przybyli proboszczowie z sąsiednich parafii. W tym dniu ostrogscy katolicy prosili Boga o pojednanie chrześcijan Wschodniego i Zachodniego kościoła, o dalszy rozwój świadomości narodowej, bo przecież katolicki i prawosławny są Kościołami siostrzanymi. Pod koniec Mszy świętej, dzieci i młodzież dziękowała proboszczowi ks. Witoldowi Józefowi Kowalowo-wi (w dniu jego imienin) za długoletnią pracę duszpasterską, życząc zdrowia oraz Bożych łask na dalsze lata służby ludziom i Bogu.

29-30 września stary Ostróg obchodził swe 900-lecie. Na cześć jego narodzin, w centrum miasta poświęcono pomnik księciem Ostrogskim: Fiodorowi, Wasylowi-Konstantynowi i Konstantynowi. Tego dnia, na uroczystości przybyli goście honorowi z Kijowa: prezydent Ukrainy, przewodniczący Rady Najwyższej, metropolita kijowski i całej Rusi Wołodymyr, władyka cerkwi prawosławnej, biskup łucki M. Trofimiak, przedstawiciele Kościoła prawosławnego i katolickiego, wielu gości w całej Ukrainy. Goście odwiedzili Państwowe Muzeum Historyczno-Kulturalne. Muzeum Książki i Drukarstwa, Zamek Książąt Ostrogskich. Sobór Bogojawleński. Potem przybyli do Uniwersytetu “Akademia Ostrogska”. Prezydent Ukrainy przywitał mieszkańców i gości miasta z okazji święta i wystąpił z przemówieniem.

A 14 października moje rodzinne miasto Korzec obchodziło swe 850-lecie. Wreszcie doprowadzono gaz i w tym dniu zapalono znicz gazowy w mieście.

Mój kraju, mój losie! Jestem wdzięczny, że żyję w tych wiekopomnych czasach. Gdyby ktoś spytał mnie czy chciałbym przeżyć swe życie inaczej, jednoznacznie odpowiedziałbym – nie, bo niemożliwe jest okłamać swój los, tak samo, jak niemożliwe jest na chwilę zatrzymać mijający czas i bieg historii.

Bronisław Bilewicz

P.S. Wspólnota wiernych w naszej parafii modli się i ma nadzieję na przyjazd papieża Jana Pawła II na Ukrainę. Bo zaprosili Go do nas na Wołyń, właśnie do wołyńskich Aten, jak kiedyś nazywano nasze miasto, rektor i alumni Uniwersytetu “Akademia Ostrogska”, jeszcze wtedy, gdy przebywał w Zamościu. B.B.

tłumaczenie z języka

ukraińskiego

[“Pamiętniki Polaków na Wschodzie. Białoruś, Ukraina, Kazachstan – losy pokoleń, t. II, opracował i wstępem opatrzył Andrzej Budzyński, Warszawa 2006, s. 147-154.]

[“Wołanie z Wołynia” nr 2 (81) z marca-kwietnia 2008 r., s. 21-29.]

Wołyń - tu jest mój los (1/2 UA)

“Щоденники поляків в Україні”

ВОЛИНЬ – ТУТ ДОЛЯ МОЯ

На території краю в V-VII ст. проживало слов’янське плем’я дулібів. Головним центром племені було городище “Велень” (поблизу сучасного Володимир-Волинського). Назва Волинь пішла звідти і розповсюдилась на величезну територію. За царизму до її складу входили сучасні Волинська, Рівненська, Житомирська області, частина Хмельницької і Тернопільської областей, а також Холмщина, Підляшшя та Побужжя.

Сучасна розширена автомагістраль Київ-Львів на 250 км від столиці України донедавна розділяла районний центр Рівненщини – місто Корець, що знаходиться на схід від обласного центру на 66 км на дві частини. А саме південну більшу, поза якою в сьогодення змійкою в’ється вона, перенесена за місто, і північну, трохи меншу розмірами, круті береги, якої обмивають води тихоплинної річки Корчик. Місто знаходиться в північній частині Волинської височини, що ділить область на поліську і лісостепову зони. Топонімісти його назву пов’язують з найменуванням річки Корчик, яка пробивши в сиву давнину глибокий каньйон в скелястому мальовничому пагорбі на якому він розмістився, несе свої води в річку Случ.

На північній скалі височіють руїни замку 15-18 століття князів Корецьких, навпроти ж, на південній – пам’ятка дерев’яного зодчества Кузьмо-Дем’янська церква 18 століття.

Далі тулиться вуличка Костельна, що веде до Костелу Святого Антонія. Пригадую, до війни на перехресті Костельної і Лефильтової на пагорбку знаходилась статуя Св. Антонія, яка не дійшла до наших часів. Католицький храм - це цікавий приклад синтезу прийомів і форм архітектури 16-18 століть і початку 20 століття. В цьому старовинному містечку немало сакральних об’єктів. Зберігся і реставрується колишній чоловічий монастир. У всі часи лихоліття чинний православний жіночий Свято-Троїцький монастир, який відзначив цього року 380 річчя! Миколаївська церква датується з 1834 року.

Корець заселявся з давніх-давен, про що свідчать крем’яні знаряддя праці доби пізнього палеоліту, знайдені на теренах міста. На околиці його є залишки оборонних валів давньоруського городища 11-13 століття та багато археологічних знахідок. Перша писемна згадка про місто (Корчеськ) в Київському літописі датується 1150 роком.

Описуючі міжусобні чвари князів в літописі згадується факт відвідання Корчеська одним із Київських князів. Вже в той час місто існувало. По-різному складалася його доля. В 12 ст. він входив до удільного Пересопницького князівства, а в 13 ст. і в першій половині 14 ст. – до складу Галицько-Волинського. Відомо, що в 1258 р. в ньому перебував князь Данило Галицький, організовуючи оборону землі Волині від монголо-татар. З середини 14 ст. Корець під владою Великого князівства Литовського, а в 1386 р. литовський князь Ягайло передав місто Федору Острозькому. До 1651 р. містом володіли українські православні магнати удільні князі Корецькі. Після другого поділу Речі Посполитої він входить до скал ваду Російської держави як волосний центр Новоград-Волинського повіту Волинської губернії.

В квітні 18 ст. на берегах річки виявлені поклади високоякісної каолінової глини, що стало сировиною для відкритого в 1790 р. фарфоро-фаянсового заводу. Вже через три роки в ньому працювало понад тисячу майстрів, художників, робітників. Власники заводу запросили спеціалістів із-зі кордону. Тут виготовлявся різноманітний посуд. Продукція заводу вивозилась в країни Європи. Інші окремі її зразки представлені в експозиціях музеїв Корця, Луцька, Полтави, Києва, Москви, Санки-Петербурга, Варшави, Парижа. В 1797 р. великої шкоди підприємству завдала пожежа, хоч згодом його відбудували, але діяло воно з меншою потужністю, що привело до занепаду в 1832 р.

Шукаючи воду для лікарні і пробурювавши свердловину, уже в сьогодення, натрапили на місцеві азотно-радонові джерела. Як показав аналіз води, вона за своїми терапевтичними властивостями не поступається цхалтубським Грузії. Тут серед садків розмістилися корпуси обласної фізіотерапевтичної лікарні, де ефективно лікують серцево-судинні захворювання. За кілометр на північний захід від описуваних місць знаходиться село Гвіздків. Тут в сім’ї селянина народився (1936 р.) автор цих рядків Броніслав син Францішка Білевича і Меланії з дому Михайловських.

До війни разом з нами в дерев’яній сільській будівлі мешкали бабця Антоніна (мама тата) з донькою Домінькою, дядько Мар’ян з дружиною Франею, в них не було дітей. Пригадую, як одного літнього вечора сидів сам і бавився на загорожі, що вела до криниці біля нашого помешкання. Корова, що мала войовничий характер, якраз спішила до водопою. Щось їй не сподобалось в моїй позі, бо вона сильно штурхонула мене рогом в праву пахву і скинула мене з плота. В нашій лікарні тоді ще не робили хірургічних операцій. Мене з мамою відвезли в Рівне. Після операції прагнув пити, змочували мокрою салфеткою уста. Просив води, лікар і мама мене розважали: “Як приїдеш додому поставимо ціле відро, нап’єшся досхочу”.

Почалася друга світова війна, окупація міста... З дитинства закарбовується в пам’яті кожен випадок. Наступила смуга похоронів не тільки неєврейського населення. Мама, як завжди в дитинстві привела мене стригтися до приватного перукаря-єврея. Мені було боязко, бо не любив стригтися хлопчиськом, а тут ще на той момент поліцаї з собаками робили облаву в цьому будинку...

Ночами в сусідніх селах палали пожежі. Наша родина інтуїтивно відчувала небезпеку і не залишалась на ніч вдома. Тієї трагічної ночі теж. Ранком прийшовши на обійстя, застали обгорілий димар і осиротілу піч. На місці, де стояла хата, тліли головешки. Через дорогу хата сусіди Грецька, теж польської родини, була спалена. Наша киця шукала своїх діточок-котенят, що згоріли в хаті. Бігала навколо пожарища і нявкала. Не було шкода хати, а котенят, і я заплакав, як дитина.

Горе заставило нашу родину шукати притулок. Поневірялись в старому єврейському будинку біля самого дерев’яного старого мосту. В великих кімнатах мешкало по декілька сімей з дітьми. Звичайно, антисанітарія викликала епідемію сипного тифу. Перехворіли всі: і дорослі, і діти.

Нам стало відомо, що окупанти при відступі з міста залізобетонний міст висадять в повітря, а дерев’яний спалять, бо наносили наверх мосту багато мішечків з порохом. Але ж коли? Ми по декілька родин з дітьми сходилися на ніч поодаль від мостів в сильніший цегляний будинок, що може вистояти після вибуху.

В ту трагічну ніч мало хто спав. Всі чекали вибуху. Але ж в який момент? Матері дітям не дозволяли сидіти навпроти вікон, заставляли ручками затуляти вуха, відкривати широко рот, щоб під час вибуху не полопали вушні перепонки. Хотілося спати, та й забували весь час держати рот відкритим. Вибух прозвучав несподівано. Хто в той момент дивився у вікна, як палав, дерев’яний міст мов смолоскип, був поранений в обличчя уламками скла.

Пригадується мені, яка радість із сльозами на очах була у всіх людей, коли наступив день перемоги, день довгожданого миру. Ми мешкали тоді в кімнатці приватного будинку (тато ще не прийшов з фронту), що знаходився коло машинно-тракторної станції. Всі поздоровляли одне одного, веселилися, співали, танцювали. Цього не можна передати словами, а тільки відчути серцем, просто треба пережити. Пішки в школу пішли хлопчиками і дівчатками, тобто переростками, старшими по віку дітьми, яким треба було вже ходити до школи. Доводилось вчитись одягненими в холодному класі. Вікна були заклеєні старими паперами. По цій кровопролитній війні не вистачало не тільки чим затулити вікна, а і шкільного приладдя, зошитів, підручників, продуктів харчування.

Одного разу, не пам’ятаю в який день, було і чи не одноразово. Нам в школі давали сніданок: справжній духмяний чай з шматком житнього хліба, з грудочкою кускового цукру. Смак цього сніданку донині в моїй пам’яті.

В першому класі уроки викладались польською мовою, а далі до десятого класу – українською мовою, з вивченням російської літератури і німецької мови.

Як повернувся з фронту тато, ми поселилися на Закорчицькому на лівому березі Корчика – передмісті Корця. Ходив до школи через річку дерев’яним пішохідним перехідним містком з поруччями на правий берег. Якщо пройти по цьому березі трохи на схід, над самою річкою жили спадкоємні рибалки, брати Масальські Віктор і Станіслав, які були одружені з сестрами Юлією і Геленою. Вони жили в одному помешканні поділеному на дві половини. У Віктора і Юлі ріс син Мечислав – мій ровесник і колега. В Станіслава і Гелени – теж син Генек. В них були два човни, риболовецькі снасті.

Літом, крім рибальства, працювали в саду і городі. Вирощували полуниці, всілякі ягоди і садовину. На крутому схилі ріс сад, коло саду город. Ми разом ходили в школу. Бігали на хор, до органу, прислуговували на святій службі. В літню пору купалися, рибалили, грали в м’яча і шахи. Зимою разом готували домашнє завдання, каталися на ковзанах і лижах.

Пам’ятаю як раділи мої батьки, коли приїздив в Корець о. Серафим Кашуба, прагнули зустрічі з ним. Він приходив до нас на обійстя, а найчастіше зупинявся в родині Масальських.

В ці нелегкі часи не тільки для польської меншини, а всіх вірних, на Волині переслідувалися священики, нищилися храми, зносилися хрести навіть з перехресних доріг. Як всі сумували з цього приводу. Ми листувалися з рідними, мріяли про зустріч з ними, думкою і серцем поверталися до них знов і знов. Листи від них із-за кордону донині зберігаються, як сімейна реліквія. Закінчивши середню школу нам з колегою треба було знайти дорогу в житті. В нашому містечку в той час нелегко було здійснити наші наміри і сподівання...

Після довгих пошуків поталанило працевлаштуватися на сезон цукроваріння в Корецький цукровий завод, якраз перед призовом на строкову військову службу. Одночасно проходили медичну призовну комісію з Масальським Мечиславом, прибувши на обласний збірний пункт в м.Здолбунові. Мене доля закинула проходити службу в учбовий танковому підрозділі: перший рік в навчальному батальйоні в Карелії, а другий рік в заполяр’ї, недалеко міста Мурманськ. А йому “поталанило” служити далеко на півдні в м.Ош, що в Киргизії. Листувалися. В одному з листів він написав, що служить в кадрированій частині, чого не можна було повідомляти. Лист віддали в ротній канцелярії з умовою, щоб він більше не писав про “військову таємницю”.

Мабуть, по іронії долі після звільнення з війська працювали разом в Корецькій філії Держбанку СРСР, я інкасатором, він – касиром. Промайнуло п’ять літ. Наші життєві дороги розійшлися, бо по закінченні Львівського обліково-кредитного технікуму Держбанку мене Рівненська облконтора банку направила на роботу в м. Острог.

Wołyń - tu jest mój los (2/2 UA)

Минуло 35 років... Часом сниться рідна домівка, дитинство, місто, річка, школа, ровесники і батьки, які давно відійшли з цього світу.

Склалося так в житті, що тато в той час не мав змоги відвідувати школу і вчитися грамоти. Він старший в сім’ї серед своїх сестер. З молодих років обробляв землю-годувальницю. Працював зрання і до смеркання на конях, орав і сіяв, вирощував хліб і до хліба. До речі військову строкову служу проходив в кавалерії коло Варшави, а в другу світову війну при кінному шпиталі до самого кінця війни. Мама ж в свій час навчалася грамоті. В мене залишилася добра світла пам’ять про них.

Так-от провели вони мою молоду сім’ю на Острожчину по-християнському звичаю. Мама на рушнику піднесла нам хлібину з словами: “З Богом і з хлібом”. Чому так сказала? Чому? Згадуючи пізніше пережите на думку мимоволі приходять слова рідної неньки. Мабуть, щоб мав шматок хліба в житті, тобто роботу чи посаду. Напевно її слова тоді мали більше значення. А саме хліб змелений з багатьох зерен, зібраних з багатьох полів – стає одним короваєм. Так спільнота вірних чи рідних розпорошених по цілому світі, з’єднані одне з одними і з Христом. Бо ж хліб в руках Ісуса має багато значень... З плином часу часто це приходить мені на думку.

Таким чином, одержавши диплом про освіту по спеціальності “Грошовий обіг і кредит в СРСР”, обіймав посаду кредитного інспектора - номенклатура обласної контори Держбанку. Ще через рік мене відряджено на підвищення кваліфікації в місто Львів за цією ж спеціальністю. Зі мною на навчанні були працівники банку майже з усіх областей України. Збереглася фотографія частини групи на чолі з колишнім начальником відділу кадрів Львівської облконтори Держбанку паном Хоменком. Знову ж таки про долю. В 60 роках на теренах залізничної колії поблизу ст. Острог (13 км від райцентру) зводилися корпуси двох заводів: Острозького цукрового і плодоконсервного. Перший фінансувався за кошти центральних капіталовкладень народного господарства Союзу через Будівельний банк (Будбанк СРСР), за дорученням якого Острозька філія виконувала функції через мене. Другий, плодоконсервний, – за рахунок позик і підпорядковувався Рівненській облспоживспілці (торгівля). Окрім фінансування і кредитування цих двох об’єктів в функції яких входило обслуговування, кредитування, використання за призначенням позик виданих на індивідуальне житлове будівництво громадян-забудовників в місті і селах регіону.

У зв’язку з введенням в дію двох заводів, мені доручено короткострокове і довгострокове кредитування колгоспів району.

Документація, діловодство, службове листування проводилось російською мовою, як у всіх установах єдиної системи Держбанку Союзу. Обслуговуючи клієнтів, спілкувалися на мові клієнта, між собою – українською або російською мовами. За період праці в установі банку до мене клієнти, співпрацівники, адміністрація відносилась ввічливо і коректно. Завжди був серед людей, задовольняючи їх життєві запити. Якось в той час банком була введена цільова позика на купівлю корови 300 крб., телиці 150 крб. в домашнє господарство. Багато громадян скористувались цим кредитом. Був донором, співав в світському і аматорському хорі. Часто в школі і на роботі мене називали Борисом. Але по документах, для рідних і близьких був Броніславом. За добросовісне відношення до виконання службових обов’язків неодноразово відзначався адміністрацією подяками, грамотами і грошовими преміями. Перед виходом на заслужений відпочинок присвоєно звання “Ветеран праці” з врученням медалі від імені Президії Верховної Ради .

Запам’яталося мені Св. Меса в Корецькому храмі через те, що на відпуст Св. Антонія зібралося багато вірних католиків з міста і з теренів, що храм відродився нарешті із руйнації, що до храму прийшли вірні сестринської православної церкви, що в ньому був похрещений, що зустрів ровесників-парафіян, яких давно не бачив. Неодноразово відвідував Корецький і Межиріцький монастирі. Був у Києво-Печерській лаврі. За радянських часів їздили туристичним поїздом по містах-героях: Київ, фортеця Брест, Мінськ, Кишинів, Одеса, Севастополь, Волгоград.

З плином часу з великим зворушенням і з дружиною пригадуємо ці поїздки. Особливо першу приватну поїздку до Польщі на запрошення брата Антонія Тишецького. Ми приїхали до Валча ранньої осені (1967 р. ), де пробули цілий місяць. По-перше, особливе відчуття, коли перетинаєш кордон краю, де народився. По-друге, радість зустрічі з рідними, особливо з хрещеним Миколаєм Кореньовським, якого бачив тільки на фотографії. Він працював, як невільник в сільському господарстві на німецькій землі в роки війні. По-третє, спілкування по-польськи на незнайомих теренах з людьми, знайомство з краєм незнайомим. Зустріч з хрещеною Зосею, тьотями, родинами Бунєвич, Слєдзєвських. Через рік ми запросили на Волинь і зустрічали їх в Острозі і в Корці. Але ж незабутнє враження уже в старшому віці на нас туристів з Острожчини справила подорож (1989 р.) в Польщу і Чехословаччину польським автобусом. Побачене в цій подорожі в Кракові, оглянули концтабір Аушвіц (Освенцім) не можна висловити, а тільки серцем відчути. Ми просили Бога, щоб страхіття воєн ніколи не повторювалися з нашими нащадками. Проїжджаючи дорогами ми майже на кожному подвір’ї статую Матері Божої. Цього забути неможливо, як фрагмент з дитинства: рідна домівка, родинні звичаї.

Морозний грудневий вечір, Святвечір, як говорять на Волині. Мама порається коло великої домашньої печі. Тато вносить з двору заздалегідь підготовлені пучок пахучого сіна і снопик збіжжя. Ставить на покутті. За святково накритим столом ділимося Вігілійним оплаткем, цілуємось, вечеряємо.

Часом задумуюся, що таке польськість. Що значить бути поляком. Такі роздуми, спостереження... Батьків, краю, Вітчизни і місця народження як на мене, не вибирають, а приходять на цей світ по волі Творця.

Перебуваючи в туристичній поїздці по Закарпаттю, в Ужгороді, наша група відвідала старий цвинтар. До мене підійшов чоловік середніх літ і сказав, потиснувши руку: “Я люблю мій народ”. Рукостискання і щирість з якою він це висловив, догадався, що він по національності угорець. “Звичайно, цілком природньо. Я мій теж люблю”, – мимоволі вимовили уста. З плином часу усвідомив, що то був щирий прояв національної свідомості. Ми всі жили великою сім’єю, що називалася радянський народ. Як співалося в пісні: “Моя адреса не дім, і не вулиця. Моя адреса Радянський Союз”. Не зважаючи на воєнні лихоліття, негаразди, незгоди. Роки не стерли із свідомості поляків, а передаються з покоління в покоління віра, надія, милосердя, гордість, родинність, дім, роль матері жінки-берегині, готовність пробачення, брак помсти, почуття власної гідності, оптимізм, толерантність, гонор, самобутність, релігійність, приватну вотчину, Вітчизну. На мою думку, є три елементи культури польської, які пронесли наше покоління на Волині, а саме, мова польська, релігія католицька, історична національна свідомість, приналежність до польської етнічно-культурної групи.

З історичних джерел відомо, що на Волині спалено 97 сіл. В цілому ж на Україні людські втрати в Другу світову становили 8 млн. життів, на фронті 2,5 млн., а серед цивільного населення – 5,5 млн., що загалом становить 19% усього населення. Така ціна миру на багатостраждальній землі.

Так от, війна і тоталітаризм не стерті із свідомості нашого покоління, вартості культури і духовності Поляків Волині, згаданих мною вище. Що ж до перспектив розвитку національної свідомості, то аналіз відновлення, зокрема, католицької Церкви в краї показує, що нинішнє покоління, що має польське коріння, має всі передумови для заповнення духовної порожнечі. Якщо до війни на Волині діяв 161 костел, то в 1961 р. залишився діючим 1 в Крем’янці. Коли ж Україна стала незалежною, суверенною державою, нині тільки в Луцькій дієцезії працює 18 священиків у 33 парафіях, що налічує 20-30 тис. вірних. Отже, у змаганні з чисельними сектами атеїзмом, католицька Церква за правдиву християнську державу стоїть перед історичним шансом, проводячи свою місію польською мовою, а нині і українською, а далі на сході також російською.

Отже, у 1994 р. створено Товариство польської культури Острожчини і Указом Президента України відновлено Острозьку Академію (більш як після 350 років перерви). В нинішньому році вона отримала статус національного університету і називається Національний університет “Острозька академія”. Це вже не лише навчальний заклад, але науковий осередок краю. В 1997 р. закінчено будівництво огорожі навколо костелу, а в 1998 р. посвячено дзвіницю і дзвони. Проведено природний газ до плебанії, відроджується храм в селі Кунів, споруджується дзвіниця. Зроблено багато за душпастирування о. Вітольда-Йосифа Коваліва. Вдячний долі, що причинився до праці душпастиря по утриманні плебанії в опалювальний період. Уже 5 років о. Вітольд-Йосиф видає часопис “Волання з Волині”, в якому висвітлюються події не лише сьогодення, а й історії католицької церкви краю. Його називають збирачем історичних пам’яток католицької церкви на Волині. Головна ж подія - відродження парафії і Луцької дієцезії 12 листопада 1999 р. виповнилася 10 річниця повернення вірним костелу в Острозі. В цей день в ньому була відправлена урочиста подякувальна Св. Меса. Літургію супроводжував о. Андрущишин, котрий 10 років тому відправив першу Св. Месу після 30 років закриття костелу. Прибули парохи із сусідніх парафій. В цей день острозькі католики просили Бога про з’єднання християн східної за західної Церков, про дальший розвиток національної свідомості, бо ж католицька і православна – сестринні Церкви. Наприкінці служби діти й молодь дякували його настоятелю о. Вітольду-Йосифу Коваліву в день його іменин за багаторічну душпастирську працю, бажаючи здоров’я та Божої Благодаті на подальші роки священицької праці. 29-30 вересня древній Острог відзначив своє 900-річчя. На честь його народження освячено пам’ятник князям Острозьким: Федору, Василю-Костянтину і Костянтину в центрі міста. Цього дня на святкування прибули високі гості з Києва: Президент України, Голова Верховної Ради, Митрополит Київський і всієї Русі Володимир, Владика Православної Церкви, Єпископ Луцький М.Трофим’як, представники православної і католицької церков , багато поважних гостей з усієї України. Високі гості побували в Державному історико-культурному заповіднику, в Музеї книги і друкарства, в замку князів Острозьких, в Богоявленському Соборі. Потім вони прибули в Університет “Острозька академія”. Президент України привітав жителів і гостей міста з його святом і виступив з промовою. А 14 жовтня моє рідне місто Корець відзначило своє 850-річчя. Нарешті провели газ і в цей день був запалений газовий факел у місті.

Мій краю, доле моя! Вдячний, що живу в ці вікопомні часи. Якби хто спитав мене, чи хотів би ти прожити своє життя інакше, однозначно відповів би – ні, бо ж неможливо обманути свою долю, як неможливо ні на мить зупинити плин часу і колесо історії.

Броніслав Білевич

м. Остріг, 2000 р.

P.S. Спільнота вірних нашої парафії молиться і живе надією на приїзд Папи Івана-Павла ІІ на Укра

Święta

Wtorek, V Tydzień Wielkiego Postu
Rok B, II
Uroczystość św. Józefa, Oblubieńca Najśw. Maryi Panny

Sonda

Kiedy powinna być Msza Święta wieczorna w czasie wakacji?

Powinna być o godzinie 18:00

Powinna być o godzinie 19:00

Jest to dla mnie bez różnicy


Licznik

Liczba wyświetleń:
8785800

Statystyki

Zegar