Męczenniczka za wiarę
SIOSTRA
MARIA (ANDRZEJA) OSSAKOWSKA (1901-1943)
Męczenniczka za wiarę
Córka Joachima i Rozalii przyszła na świat 14 października 1901 roku, w Kowlu na Wołyniu. Po śmierci ojca, jako 13-sto letnia dziewczyna, została oddana przez matkę do Zakładu prowadzonego przez Siostry Sercanki w Kijowie. Tam ukończyła Szkołę Podstawową i 4-ro klasowe gimnazjum. W uzyskanym zawodzie krawieckim wykazywała duże zdolności w zakresie hafciarstwa i bieliźniarstwa. W 1920 roku, w 18-stym roku życia wstąpiła w Kijowie do Zgromadzenia Sióstr Sercanek i tam odbyła postulat. Nowicjat rozpoczęła w Nowym Mieście nad Pilicą, dn. 8 września 1922 roku, z zakonnym imieniem Andrzeja. Tu 9 września 1923 roku złożyła profesję zakonną, a 3 czerwca 1928 roku śluby wieczyste.
Po ślubach pracowała w Warszawie, Skórcu, Swisłoczy, Siedlcach przy obowiązku wychowawczyni, czy westiarki zakładowej. Tak Bóg chciał, że na placówkach spotkała S. Jadwigę Gano, z którą żyła w serdecznej przyjaźni. Darzyła Ją zaufaniem i za Jej przykładem zgłosiła się do pracy misyjnej. Przyjęła wschodni obrządek i w 1933 roku, razem z S. Jadwigą Gano wyjechała do Lubieszowa.
S. Maria Andrzeja pracowała jako wychowawczyni w sierocińcu dla dziewcząt unickich. Prowadziła 6 ha gospodarstwo. Była doradczynią przełożonej domu – S. Jadwigi Gano, z którą doskonale rozumiały się i wzajemnie uzupełniały. Prowadząc działalność misyjną po domach, opiekowała się zaniedbanymi rodzinami. Wszystko czyniła z wielką delikatnością i miłością.
W Lubieszowie zastała Ją II wojna światowa. Już na początku września 1939 roku, razem z innymi Siostrami została wysiedlona z domu. Siostry młode wyjechały do innych placówek na wschodzie. S. Andrzeja pozostała, by towarzyszyć Siostrze Przełożonej. Pozbawiona pracy wychowawczej w Sierocińcu i pracy misyjnej po domach, przez pewien okres czasu pracowała jako kucharka i praczka. Później szyła ludziom, by zarobić na utrzymanie.
Po wkroczeniu do Lubieszowa wojsk niemieckich, podjęła pracę w szpitalu. Coraz bardziej nasilały się prześladowania Polaków, przez Ukraińców. Dokonywano masowych mordów na ludności polskiej.
S. Andrzeja już w roku 1936 pisała do Matki Generalnej: „Chyba nigdy nie zdobędę się na prawdziwą i szczerą ofiarę, ręce mam puste i zasługi żadnej, tak mnie to męczy i martwi”. Nadszedł upragniony moment złożenia tej „prawdziwej i szczerej ofiary”. Przyszła decydująca chwila w życiu. W dniu 15 kwietnia 1943 roku, w Lubieszowie, trzeba było wybierać, zaparcie się wiary katolickiej albo śmierć. S. Maria Andrzeja Ossakowska wybrała śmierć. W podpalonym przez bandy ukraińskie budynku, trwała na nieustannej modlitwie, prosząc Boga o wytrwanie dla wszystkich męczenników za wiarę. Razem z S. Jadwigą Gano i ok. 150 innymi osobami, współrodakami i braćmi w wierze, poniosła śmierć męczeńską. Została spalona żywcem 15 kwietnia 1943 roku.
Ojciec Ambroży Jastrzębski, Kapucyn w swojej broszurce „O Męczennikach z Lubieszowa” tak to ujmuje: „W 1943 r. Ukraińcy chcieli przy pomocy Niemiec stworzyć niepodległą Ukrainę. Mordowali Polaków, a nawet palili ich żywcem, czego doświadczył Lubieszów pamiętnego dnia 15.IV.1943 r., w którym spalili wielu Polaków miejscowych wraz z zakonnymi siostrami wspomagającymi misję kapucyńską”.
Siostra Andrzeja z natury była bardzo pracowita, systematyczna i dokładna. Ceniła wartości duchowe w tej misyjnej pracy. Świadczą o tym Jej słowa z listu do Matki Generalnej Elizy Gołębiowskiej, pisanego 1936 r. Cytuję: „Po głębokim zastanowieniu się nad sobą postanowiłam nie wyrywać się tak gwałtem z Lubieszowa, bo naprawdę, tak jak jest tutaj, to chyba nigdzie lepiej nie będzie dla mnie pod względem duchowym, (...) ja tutaj dopiero zaczęłam rozumieć wartość męczeństwa, która płynie z każdego cierpienia i każdej ofiary choćby malutkiej, jaką składam Panu. O jak można dużo zaczerpnąć z tej miękkiej księgi Krzyża, tylko tak często nieuważnie sami tracimy to co Pan hojnie wylewa na naszą duszę”.
Przełożoną darzyła wielkim zaufaniem i nadzwyczajnym przywiązaniem. Oświadczyła, że nie zostawi S. Jadwigi, w takim niebezpieczeństwie i słowa dotrzymała. Razem z Nią dostąpiła śmierci męczeńskiej. Została spalona razem z innymi i jak cicho szła przez życie, tak też cicho, a bohatersko zakończyła swoje życie. Dzięki głębokiej wierze i prawdziwej modlitwie, pozostała wierna swemu powołaniu, aż po ofiarę z życia.
Ojciec Ambroży Jastrzębski, Kapucyn w swojej broszurce „O Męczennikach z Lubieszowa” pyta: „Kto odmówi palmy męczeństwa tym dwom Zakonnicom Franciszkańskim, oddającym w ofierze swoje życie Bogu poprzez przyczynę Najświętszej Matki Zbawiciela wraz z wieloma polskimi współrodakami i braćmi w katolickiej wierze z Lubieszowa wśród straszliwych płomieni ognia, tymże spalonym Wyznawcom Chrystusa wiernym Jego Kościołowi ich pasterzowi Ojcu Kasjanowi oraz wspierającemu go Bratu Sylwestrowi?”.
Można powiedzieć, że w Ich życiu wypełniły się słowa Jezusa: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).
Ojciec Święty Jan Paweł II, w Adhortacji „Ecclesia in Europa” pisze: „Męczennicy bowiem głoszą tę Ewangelię i dają jej świadectwo swym życiem, aż do przelania krwi”. Te słowa Ojca Świętego Jana Pawła II, zrealizowały się w życiu Siostry Jadwigi i Siostry Andrzei. Spalone żywcem, otrzymały palmę męczeństwa za wiarę i Ojczyznę. Świadectwo ich chrześcijańskiej wiary, stało się największym owocem Ofiary Chrystusa. W Zgromadzeniu stały się wymownym znakiem, największego wyrazu miłości i służby drugiemu człowiekowi. Pozostawiły świadectwo, że Jezus jest Panem i Zbawicielem, że w Nim jest pełnia życia.
S. Teresa Jakoniuk
[„Wołanie z Wołynia” nr 5 (72) z września-października 2006 r., s. 26-28.]